Ohayo!
Ile to już razy zabierałam się do napisania tego postu? Nie zliczę. Poniedziałek tydzień temu był dobry. Reszta dni włącznie z dzisiejszym to porażka. Dwa razy prawie dobiłam do 1200 kcal. Reszta to 700-1000kcal. Ale mój mózg nie daje mi spokoju.
Będziesz gruba... Jedyny plus? Każdego dnia trenowałam. Dziś tylko dzień regeneracji. Hula-hop daje w kość. Dosłownie. Mam pięknego siniaka na biodrze, serię na drugim i parę na nogach. W czwartek kręciłam ok. 40min.
Za dużo kcal za mało ćwiczeń. To takie męczące.
Dlaczego nie mogę być normalna? Dlaczego nie mogę zjeść głupiej kostki czekolady bez wyrzutów sumienia?
Bo jesteś gruba. Zawsze byłaś i zawsze będziesz.
Wrzesień. Zawody w piłkę nożną.
Czy pani na prawdę nie weźmie mnie nawet do rezerwy?
Zbyt dużo myśli. Zbyt dużo strachu. Zbyt dużo emocji.
Za dużo kalorii.
Nie mogę wrócić do tego toku myślenia. To mnie zabije.
To już mnie zabiło, ale we wnętrzu.
Dzisiejszy dzień pozostawiam w przeszłości.
Jutrzejszy zacznę dwoma godzinami w-f-u.
Niech mnie pocałuje gdzieś. Jak nie chce mnie w składzie ja nie mam zamiaru jej prosić. Powie, że jestem ok. Powie, że mnie nie ma, w myślach ją rozszarpię, ale zachowam kamienny wyraz twarzy. Zgiń. Albo nie. Żyj i patrz jak staję się gwiazdą.
Jutro również babcia przyjeżdża na cały dzień. Jaki mam plan?
Szkoła. Wracam do domu i odrabiam lekcje. Wsiadam na rower i jadę do koleżanki. Wracam. Trening. Godz. ok 19 babcia jedzie. Bye bye.
Nie jestem już Twoją małą dziewczyneczką
Pogódź się z tym
Jestem wredna
I dobrze mi z tym.
Trzymajcie się. Obiecuję, że od jutra będę komentować =]